COACHING

Jeden swing, wiele opcji!

…czyli pierwsza lekcja zawodowego mylenia przeciwników i naśladowania LJ Anjemy.

.
.
Po wywiadzie z Chrisem Shinnie, który niedawno pojawił się na blogu, sporo osób wspominało mi, że chciałoby się dowiedzieć czegoś więcej o sztuce decepton (mylenia, oszukiwania przeciwnika). Dzisiaj więc o nieco innym jej rodzaju.

Kilka dni temu przypomniałem sobie o nagraniu z treningu LJ’a Anjemy z Drużynowych Mistrzostw Polski 2015. Anjema, były #9 gracz świata, schowany na najdalszym korcie w klubie Squash4you, ćwiczył sobie spokojnie z Eddim Charltonem. Niby nic skomplikowanego: Charlton wystawiał mu kolejne piłki boastem, a Holender po kilku crossach zagrywał dla odmiany dropa.

Co Anjema próbował w ten sposób wyćwiczyć? W pewnym sensie, umiejętności aktorskie: przygotowanie do obu uderzeń miało wyglądać i do ostatniej chwili też przebiegać identycznie. Tak, żeby nabrać rywala.

Obejrzyjcie dłuższy filmik z treningu:

[youtube https://www.youtube.com/watch?v=M6SMKqVZLjo&w=560&h=315]

Pamiętam, że ten fragment ich treningu otworzył mi oczy na inne elementy naszej gry. Tutaj nie chodziło już o ćwiczenie wyższego tempa czy dokładności zagranej piłki: na tym poziomie przewagę zdobywa się raczej poprzez opóźnianie momentu, w którym przeciwnik orientuje się, co chcecie zagrać (bo i tak się zorientuje).

Czy amatorzy też mogą wyciągnąć z tego coś dla siebie? Jak najbardziej!

Przede wszystkim, same dobre nawyki. Zmyłka i późniejsze „przytrzymanie” (tzw. hold) rywala w niepewności działa tylko i wyłącznie wtedy, gdy rakieta Anjemy jest przygotowana odpowiednio wcześnie. Holender czeka na piłkę już gotowy do uderzenia, zamraża tym ruch przeciwnika. Anjema jest dodatkowo ustawiony w taki sposób, że wszystkie opcje zagrań pozostają dla niego otwarte (trudno zmylić kogoś, kiedy wbiegliśmy w piłkę i możemy zagrać z niej tylko przewidywalnego crossa).

Pomyślcie o tym z meczowego punktu widzenia. Trwa 1 set. Na pierwsze 6 boastów reagujecie właśnie tak, jak Anjema – szybkim, zdaje się nieprzemyślanym (ale bezpiecznym) crossem. Rywal się przyzwyczaja. Przy 7 boaście znowu kierujecie się do piłki tym samym torem, macie identycznie przygotowaną rakietę, zaczynacie ponownie (wydawałoby się) bez zastanowienia nad innymi opcjami opuszczać rękę do crossa i… hamujecie tuż przed uderzeniem piłki, nieco zmieniacie ustawienie główki i zagrywacie delikatnego dropa.

Jeśli zrobicie to dobrze, przeciwnik prawdopodobnie będzie zbierał szczękę z podłogi na drugim końcu kortu.

Oczywiście to wymaga treningu – długiego i powtarzalnego – ale sądząc po zajęciach, które prowadziłem z graczami, warto próbować, bo zyskujemy nowy element w swojej grze. To szczególnie ważne w kłopotliwym dla wielu osób przednim forehandowym narożniku.

Powodzenia (na zachętę dodam, że Mohamed El Shorbagy terroryzował podobną zmyłką całą czołówkę PSA przez blisko rok)!

.
.

Adrian Fulneczek
adrian.fulneczek@gmail.com

Leave a Comment