NEWS

Nagroda Miarowego Rozwoju: Sędziowie (IMP 2018)

Nie szczędziliśmy im przez lata cierpkich słów, ale teraz zasłużyli na trochę pochwał.

Wiemy, że to może być kontrowersyjne twierdzenie, ale zaryzykujemy: naszym zdaniem poziom sędziowanie na Indywidualnych Mistrzostwach Polski 2018 był dobry i idzie w dobrym kierunku. Co ważniejsze dla nas i Polskiego Squasha, ta ocena wpisuje się w dłuższy trend, który nazwalibyśmy „miarowym rozwojem”.

Tak, tak. Pamiętamy, że rok temu po IMP 2017 wystosowaliśmy nawet „list” do sędziów, żeby byli „lepsi” dla zawodników podczas DMP 2017. Przyznawaliśmy tam, że co prawda założenia i kierunek są dobre, ale trzeba graczy nauczyć tego, czego się od nich oczekuje w nieco mniej pospieszny sposób.

Bo przeskok na IMP 2017 był dla zawodników drastyczny (kto wie, czy dziś Przemek Atras nie miałby już dwóch Mistrzostw Polski gdyby nie wszystkie decyzje stroke + no let w jego ćwierćfinale z Adamem Pełczyńskim). Próba wprowadzenia standardów PSA na nasze korty spotkała się w wielu przypadkach ze sporym niezrozumieniem. Nic dziwnego: zawodnicy byli nauczeni, że dane zachowanie będzie kończyło się konkretną decyzją sędziów, a nagle wiele się zmieniło.

Rok później trzeba jednak przyznać, że wyzwanie podjęte przez sędziów, żeby iść w kierunku nowoczesnego, bardziej czystego i wymagającego squasha, się opłaciło. Więcej! Oni nie tylko idą w tym kierunku, ale „prowadzą” za sobą graczy.

Niezadowoleni oczywiście zawsze będą, bo ten wpis nie oznacza, że sędziowie ocenili każdą sytuację odpowiednio (przykład tutaj). Ba! Trudno nawet powiedzieć, czy mieli rację w chociaż 51% przypadków.

Nie zmieniłoby to faktu, że filozofia, którą promują jest dobra dla squasha. Sprawia, że mecze ogląda się przyjemniej, a rywalizacja jest zdrowsza.

To, czemu tak się dzieje i jak arbitrowie próbują to robić, jest tematem na naprawdę dłuższą rozprawę, ale w skrócie: chodzi o inny sposób prowadzenia meczów, promowanie maksymalnego wysiłku w próbie dojścia do piłki, rozczarowywanie tych, którzy przy minimalnym kontakcie liczą na YES LET, uczenie szacunku do rywala i ukracanie łowienia, przypominanie, że „idź do piłki, a nie rywala”, to krótka, ale niesamowicie pojemna, konieczna do stosowania zasada.

Panowie sędziowie (pań w składzie z IMP 2018 nie było) nie boją się też karać graczy za przewinienia zahaczające o Code of Conduct.

Co prawda zdarzały się mecze, gdzie bardzo długo grozili palcem, ale ostatecznie nie wymierzali kary – tak było np. w spotkaniu Pełczyński – Nowisz. Cieszymy się, że po nim skład sędziowski pokazał, że potrafi przyjmować też uwagi od widzów, bo po naszym statusie (wklejony poniżej), w kolejnym meczu arbiter od razu przekonał „Pełcza”, że jeszcze raz zrobi „time-wasting” i straci punkt. Jego gra była od tego momentu o wiele bardziej płynna, a przerwy między punktami dużo krótsze.

Myślę też, że to właśnie pracy sędziów zawdzięczamy to, że finał Mistrzostw Polski, traktowany jako pojedynek podwyższonego ryzyka, Przemek Atras – Mateusz Kotra, przebiegał tak naprawdę bez żadnych kontrowersji i złej energii*.

Już po kilku piłkach Atras otrzymał NO LETa za kierowanie się w stronę rywala, a nie piłki i od tego momentu drugi raz nie popełnił tego samego błędu. Obaj zawodnicy i kibice mogli skupić się na swojej grze, próby dyskusji były ucinane. Wygrywał squash.

I wiecie co? Najlepszym dowodem na postęp i to, że sędziowie jednak coś osiągnęli jest fakt, że… zgadzały się z nimi trybuny**. Czasami jeszcze przed ogłoszeniem decyzji kibice doskonale wpisywali się w tok myślenia, który promują arbitrowie i wiedzieli, że np. któryś gracz poszedł w złym kierunku, nie szukał piłki lub chciał wykorzystać minimalne przeszkadzanie więc zasługuje na NO LET. Kiedyś taka zgodność byłaby nie do pomyślenia.

Cieszy nas też, że siedzący niedaleko sędzia finału, trochę żartobliwie, wskazał na butelkę wody mineralnej, stojącej koło niego i zapewnił „to tylko woda, okej?”. Po skończonej pracy spotkaliśmy się jeszcze raz, kiedy ponownie z uśmiechem zapytał, czy teraz może już napić się czegoś innego. Teraz, pewnie! Udanego świętowania!

Fajnie, że świadomość o tym, że picie alkoholu podczas sędziowania jest karygodne jest teraz czymś ogólnym. (I szkoda, że nie była dla wszystkich podczas DMP 2016).

Było poza tym wszystkim jeszcze kilka małych nowości, jak choćby fakt, że sędziowie liczyli czas rozgrzewki od momentu, kiedy gracze weszli na kort. Niektórzy trochę dziwili się, że nie można sobie poodbijać przez 20 minut albo chociaż do momentu aż sędzia wreszcie się znudzi. Dla organizacji turniejów z taką ilością meczów przestrzeganie czasu rozgrzewki to jednak duży plus.

Trzymamy kciuki za dalsze sukcesy, mimo że pewnie z niejedną decyzję jeszcze nie będziemy się zgadzać. Nie znaczy to, że nie widzimy starań i ich kierunku. Powodzenia, panowie (i może wkrótce też, panie)!

PS. o tym, że nie jest łatwo przekonałem się sam, sędziując jedno ze spotkań Mistrzostw. Próbowałem stosować się do wszystkich zasad wypisanych na kartce, którą otrzymywał każdy gracz. Skończyło się to tak, że po NO LETcie w decydującym momencie chyba pierwszy raz zawodnik, którego mecz sędziowałem nie podał mi ręki wychodząc z kortu. No cóż, nie jest to przyjemne, ale wierzę, że następnym razem nie zatrzyma się, myśląc, że zasługuje na korzystną decyzję tylko dlatego, że jest np. 11-11 w piątym secie.

*oczywiście dużą rolę odgrywała też samokontrola obu zawodników w finale. Szczególne słowa uznania dla Mateusza Kotry, który pokazał jak z godnością przyjąć porażkę, nawet w meczu, którego najbardziej nie chciało się przegrać.

**okej, było kilka absurdalnych wątpliwości w meczach na szklance, o to, czy piłki, które uderzyły w podłogę, były „dobre”, ale tutaj niekoniecznie pomagali też zawodnicy, którzy rzadko sami przyznawali się do blach

Leave a Comment