– Obecny Prezes sam zapowiadał, że chciałby mieć konkurencję w wyborach. No to będzie ją miał! – mówi Rosanna Radlińska-Tyma, która w czerwcu spróbuje wygrać wybory w Polskim Związku Squasha.
Radlińska-Tyma jest znana w squashowym świecie jako matka dwójki utalentowanych i utytułowanych squashystów: Kariny i Konrada. Zjeździła z nimi spory kawałek globu, przy okazji sama uzależniając się od squasha i poznając wiele osób z międzynarodowego środowiska (np. braci Shorbagy i ich rodziców).
Dlaczego chce kandydować do PZSQ? Pomysł startu w wyborach wziął się przede wszystkim z potrzeby zadbania o przyszłość polskiego squasha i zmiany czegoś zamiast bezczynnego przyglądania się, jak kolejne wybory zostają wygrane przez te same osoby.
– Chciałabym po prostu być później w stanie spojrzeć w lustro bez obrzydzenia i poczucia, że mogłam coś zmienić, ale nic nie zrobiłam – mówi Radlińska-Tyma. – Bilety mam już kupione, nie wycofam się – dodaje.
Kandydatka na nową Prezeskę PZSQ na co dzień mieszka jeszcze w Bristolu, ale już niedługo planuje przeprowadzkę na stałe do Polski.
W Anglii pracuje jako CEO Integracyjnej Szkoły Sobotniej w Bristolu. Gdy ją przejmowała, uczęszczało do niej tylko 54 dzieci. Teraz jest ich 300. Radlińska-Tyma wie jak rozwinąć organizację i te doświadczenia chciałaby wykorzystać przy pracy w Związku Squasha.
Ma już wizję zmian. To na początku uszczuplenia składu i uporządkowanie bałaganu, który jej zdaniem zostawi po sobie PFS:
– Uważam, że co najmniej przez pierwszy rok nie będzie nam potrzebne „biuro” czyli trzy osoby na etatach, które nie mają żadnej decyzyjności. Wprowadzanie wyników łatwo przecież zautomatyzować – mówi Radlińska-Tyma.
– Sprawami biurowymi mogą natomiast zajmować się trzy osoby z zarządu, nie potrzeba nikogo dodatkowego, to będzie nasze biuro. Może być zdalnie, choćby z domu. Ważne, że skutecznie. Wiem, że to może działać, bo w mojej szkole robimy tak już od 7 lat – tłumaczy.
Program wyborczy, doświadczenie itd. są ważne, ale o wyniku końcowym decyduje też to, kto ma prawo głosu (i kto będzie te głosy liczył).
– Samo głosowanie jest tak opisane w statucie, że można sobie >>strzelić w głowę<<. To wstyd, że taki dokument poszedł do Ministerstwa Sportu. Mam do niego mnóstwo propozycji poprawek – zapowiada Radlińska-Tyma.
Przypominamy, że w PZSQ głosują nie pojedyncze osoby, ale kluby sportowe, które mają czas już tylko do 30 kwietnia, żeby dołączyć do organizacji i „klubów założycieli”. To, czy nowych klubów będzie choćby tyle samo, co „założycieli” będzie bardzo istotne, bo ci drudzy zdają się popierać przedłużenie obecnych kadencji.
– A może uda mi się przekonać tych „już zdecydowanych”? Myślę, że jeśli ludzie chcą zmian, to pokażą to właśnie w czerwcu, podczas wyborów. A jeśli nie? Trudno, ale będę przynajmniej wiedziała, że spróbowałam coś zrobić – podsumowuje Radlińska-Tyma.
Za samą odwagę i mocną, damską decyzję o kandydowaniu, już jesteśmy gotowi oddać swój głos. Powodzenia!