To było długa, treściwa i momentami gorąca dyskusja między tymi, którzy sądzą, że za sprawą PZSQ w polskim squashu „jest dobrze, ale zawsze może być lepiej”, a tymi, według których „jest źle, a powinno być znacznie lepiej”.
Jak zwykła wymiana zdań między podobnie myślącymi osobami zamieniła się w drobiazgowe rozliczenie działalności ostatniej grupy osób sterujących PFS i PZSQ.
Zaczęło się od wpisu Maćka Maciantowicza w publicznej grupie Squash Polska, w którym poza odrobiną krytyki dla ex-Zarządu i życzeniami powodzenia dla nowych władz (niepozbawionymi pytań o ich kompetencje), autor nalegał, żeby nie zapominać o wszystkich dobrych rzeczach, jakie wypracował dla polskiego squasha były prezes Związku, Tomasz Banasiak.
Przede wszystkim o sukcesie #1: „założenie Polskiego Związku Squasha”.
Jak to jednak w internecie bywa, szybko znalazł się ktoś, kto miał *trochę* inne zdanie na temat osiągnięć PFS / PZSQ w ostatnich latach.
A nawet kilka takich osób.
Najpierw trener Mistrza Polski, Marcin Szopa, zasugerował, że niektórym zakładanie związków zajmuje *nieco* mniej czasu niż squashowi:
Inny szczeciński squashowy „aktywista”, Piotr Chomicki, rozpisał się na ten temat bardziej.
– Nie rozumiem całego tego „przyznawania sobie zasług i honorów” za przekształcenie PFS w PZSQ. W tej formie w jakiej to się stało, czyli: zebranie 6 kolegów (będę delikatny) z klubami z miejscowości pod Warszawą, porozdawanie sobie stanowisk, uchwalenie regulaminu przyjmowania nowych członków tak, żeby było ich jak najmniej (tysiąc zł wpisowego + udostępnienie sprawozdania finansowego) i zawłaszczenie całego dorobku PFS, można to zrobić w 2 miesiące – twierdził Chomicki.
Dodał też, że w swojej poczcie ma maile z 2013 roku, gdzie właśnie autor posta, od którego dyskusja się rozpoczęła, Maciek Maciantowicz (wtedy działający jeszcze w strukturach Związku) pisał o „dokończeniu roboty” i powstaniu PZSQ.
– Tymczasem w sprawozdaniu merytorycznym, (…) czytam, że punktem zwrotnym było: >>Zachęcanie podczas DMP w czerwcu 2016 roku przez ówczesnego Prezesa PFS Tomasza Banasiaka do zakładana klubów sportowych w myśl ustawy o sporcie<<. To jak? 3 lata zajęło Zarządowi, żeby wpaść na to, że do utworzenia Związku klubów potrzebne są kluby? Ile musi minąć czasu, żeby ktoś przeczytał ustawę i wykonał trochę pracy punkt po punkcie, zwłaszcza mając pracowników w biurze - kontynuował Chomicki.
Wcześniej, w optymistycznie tonie o PZSQ wypowiadał się też znany na polskich kortach sędzia, Robert Wróbel, pisząc, że nowe władze „(…) dostają gotowa dopracowana przez Tomka i jego ekipę, działająca maszynę związku – powinno im (nowemu zarządowi) się udać rozwinąć ją dalej i przenieść na jeszcze wyższy poziom, czego i zarządowi i nam wszystkim życzę..”.
Dodał, że ma doświadczenia z pracy w 4 innych federacjach squasha i na ich tle polska działa „naprawdę nieźle”.
Z tą oceną Chomicki również nie do końca się zgadza.
– Mając już jakieś doświadczenie w tworzeniu struktur byłem przekonany, że dążymy do stworzenia transparentnej organizacji z wieloma klubami, nastawionej na wykorzystanie momentum, które miało wtedy miejsce. Gdzie jesteśmy teraz ze squashem? Wg. Ministerstwa: obok Psich Zaprzęgów i daleko za Sumo. Od górnolotnego bełkotu marketingowego, który czyta się z cierpieniem, z półprawdami np. o dziale komunikacji medialnej itd. ważniejsze są fakty. Ilu mamy juniorów w Polsce, jak wyglądają drabinki juniorskie na IMP? Ile kobiet rywalizuje w turniejach A? Ilu związek ma partnerów? Proszę więc nie pisać o tym, że nowy Zarząd przejmuje wszystko przygotowane – konkluduje szczecinianin.
Na pewno nie ma przygotowanej mocnej pozycji wśród graczy. Praca nad odzyskaniem wizerunku Związku może trochę zająć. O wizerunku, oderwaniu od potrzeb środowiska i braku transparentności, w kolejnym komentarzu pisał Marcin Szopa:
W międzyczasie do dyskusji dołączył Maciej Chądzyński, do soboty Członek Zarządu PZSQ więc dla niektórych pojawiła się długo wyczekiwana okazja do bezpośredniej dyskusji z przedstawicielem władz Polskiego Squasha, której wielu osobom przez ostatni (co najmniej) rok brakowało.
– To jest zawsze bezpieczna pozycja. Stanie z boku i komentowanie. Wejdźcie do Zarządu, zacznijcie działać. Poznałem sytuacje innych związków sportowych. Dokładnie mają to samo. Każdy wrzuca swoje grosze i zabawa trwa w najlepsze. Taka uroda ciał stowarzyszeniowych. To już mnie nie zaskakuje – pisał w komentarzu Chądzyński.
Problem w tym, że to właśnie o brak wyciągania wniosków z tego „komentowania” osób „stojących z boku”, wiele osób miało do poprzedniego Zarządu PZSQ regularnie pretensje. Zawodnicy i trenerzy czuli, że ich zdanie nie jest brane pod uwagę.
– Jak coś robisz, to zawsze będziesz poddany krytyce. Ważne, żeby była konstruktywna. A wiele razy taka była. Nie była to krytyka dla krytyki. Ale nikt sobie z tego nic nie robił. Także przestańcie pisać jacy to biedni nie jesteście, bo nikt Wam tego nie kazał robić. Nikt was nie zmusił do pracy w zarządzie. Sami przez wiele lat zabiegaliście o to. Odejść tez trzeba umieć. Pozdrawiamy – kontrował Szopa.
Na to, że nazywanie tych narzekających „stojącymi z boku”, którzy „tylko komentują”, zwrócił uwagę też Mariusz Stawarski, ojciec juniora, wice-Mistrza Polski BU13.
Bo trenerzy i zawodnicy chcą robić swoje, a od każdego Związku będą wymagali, żeby ich po prostu w tym wspierać, ale na pewno nie utrudniać tej pracy.
Łagodzący i potencjalnie zamykający dyskusję komentarz dodał ponownie Chądzyński, w którym dziękował nawet „przeciwnikom działań” poprzedniego Zarządu PZSQ.
No cóż… nie wszyscy byli gotowi przyjąć ocenę „Polski Squash ma się dobrze, ale jasne jest, że można i trzeba robić więcej” bez (dłuższego) komentarza. Tomasz Abramowski, poznański trener, miał do tej pozytywnej ewaluacji Polskiego Squasha szczególnie długi szereg pytań.
O regulaminy, o wysokość dofinansowania, o termin rozgrywania Mistrzostw, liczbę sponsorów, juniorów, kobiet. Wreszcie o to, że dobry wyniki niekoniecznie mają bezpośredni związek z działaniami PZSQ.
Ta odpowiedź byłego Członka Zarządu współgrała z tym, co sugerował już wcześniej, na zasadzie: my zrobiliśmy swoje, a teraz zamiast krytykować, sami się popiszcie, bo macie okazję.
Przez innych uczestników dyskusji została odebrana jednak jako kolejny przykład niedopuszczenia do siebie głosów krytyki.
Najpierw Patrik Rohun, czeski trener pracujący w Krakowie, napisał, że to, co stało się ze squashem w Polsce „trzeba będzie odrabiać przez 8 lat”.
Dłuższy komentarz dodał niedługo później Chomicki, który też próbował wyjaśnić, że ludzie, na których krytykę nie zwraca się tutaj uwagi, są właśnie tymi, którzy przez cały ten czas wykonywali największą, regularną pracę u podstaw, za którą należy im się szacunek.
Podobnie, choć jeszcze ostrzej, odpowiedział Marcin Szopa, który wcześniejszą lakoniczną odpowiedź („Przyjdź i popraw to”) odebrał jako przykład „pychy”, a także oderwania byłego Zarządu od codziennej squashowej rzeczywistości i jej „przyziemnych spraw”.
Przykładem tych ostatnich spraw mogłoby być chociaż pytanie zawodniczek zespołu damskiego Atlantic Squash, który w finałach DMP są rozstawione niżej niż zespół, z którym wygrały dwukrotnie w eliminacjach i od którego zajęły wyższe miejsce.
I nie są z tego powodu zadowolone.
Dodałem komentarze ich zawodniczek w tamtej debacie, żeby ktoś z PZSQ (nawet po zakończeniu służby) zobaczył z bliska, że przez te przyziemne sprawy zawodnicy czują się na tyle źle potraktowani, że piszą później, że chyba czas zacząć grać tylko „lokalnie”. Zrażają się do Związku.
Moim zdaniem, to właśnie przez takie sytuacjach PZSQ wielokrotnie tracił. I teraz można oczywiście odmieniać „dobro polskiego squasha” na różne sposoby, ale to czego chcieli zwykli gracze, to były proste sprawy. Zresztą skoro mowa o Polskiej Lidze Squasha, tych dużych i wiele kosztujących rozgrywkach… nawet one w tym roku rozpoczęły się przecież z miesięcznym opóźnieniem.
Jak jednak napisał ktoś w tej długiej komentarzowej dyskusji, ten etap jest już zamknięty.
Miejmy nadzieję, że nowe władze (te tymczasowe i te wybrane we wrześniu) wyciągną z błędów poprzedników wnioski i kiedy sami będą za jakiś czas przekazywać władzę następcom, to pod postami o pozytywach ich działań, nie będzie aż tylu chętnych chcących przypomnieć też o przemilczanych negatywach.
PS. a skoro o zdawaniu władzy mowa, to moim zdaniem brak zamieszczenia choćby krótkich gratulacji i publicznych życzeń „powodzenia” dla nowych władz Związku, to kolejny, słaby wizerunkowo ruch tych, którzy odchodzą.
W squashu, jak i w każdym sporcie, uczymy od samego początku, że na koniec meczu należy podziękować za grę, podać rękę rywalowi. Tutaj, po prawie 4 dniach od sobotnich wyborów, wciąż nic nie pojawiło na żadnym oficjalnym kanale PZSQ.
I chyba już się nie pojawi, bo dane dostępowe do strony zostały już przekazane nowemu Zarządowi.
– Adrian Fulneczek
adrian.fulneczek@gmail.com