Gregory Gaultier już od 10 miesięcy zmaga się z urazem kolana. W nowym wywiadzie opisuje swoją codzienną walkę o powrót do zdrowia.
11 października 2018 roku. Ćwierćfinał US Squash Open. Gregory Gaultier walczy w 5 secie z Alim Faragiem. Francuz gra jak zwykle – czyli z maksymalnym poświęceniem.
Nie wie jeszcze niestety, że ból w jego („otejpowanym”) kolanie, nie jest tylko zwykłym zapaleniem.
Gaultier dokończył tamten mecz (2-11 w piątym secie), ale w ostatniej partii właściwie już tylko stoi w miejscu.
Przez ból nie mogłem wejść po schodach, ale wygrałem
– Na US Open grałem ze sporym bólem. Nie wiedziałem, co dokładnie mi dolegało. Myślałem, że to tylko jakieś miejscowe zapalenie. Co prawda już wtedy nie byłem w stanie wchodzić po schodach, musiałem jeździć windą. Prawie nie było mowy o normalnej rozgrzewce przed spotkaniem. Później pojawiała się adrenalina i jakoś wygrałem te dwa pierwsze mecze – wspomina ten turniej Gaultier w wywiadzie z PSA World Tour.
– Po pierwszym z nich czułem spory ból. Tak duży, że nie byłem w stanie trenować w dniu wolnym. U fizjoterapeuty spędzałem po 4 godziny dziennie. Myślałem, że to jakieś zapalenie, których wszyscy gracze doświadczają. Wróciłem do domu od razu po przegranym ćwierćfinale i zrobiłem sobie rezonans magnetyczny. Część chrząstki i kości w kolanie były pęknięte. Już następnego dnia miałem operację w Czechach. Niestety to, co wstawiono do kości, nie zadziałało do końca tak, jak powinno – dodaje Mistrz Świata 2015.
Nie chcę być niepełnosprawny
Po wspomnianej operacji Gaultier pracował ciężko przez kilka miesięcy, ale efektów rehabilitacji nie było widać. Po okresach dobrych, przychodziły tygodnie, kiedy miał kłopoty z chodzeniem.
– W końcu miałem kolejny rezonans, tym razem w Paryżu. W tym samym obszarze, który był wcześniej naprawiany, lekarze znaleźli mikro-pęknięcie. Kolejna operacja, kolejna artroskopia i usunięcie tej wcześniejszej chrząstki. Musiałem chodzić o kulach, czekając aż wszystko się zagoi, a chrząstka „odrośnie”, zregeneruje. To działo się w maju, kule odstawiłem po 8 tygodniach, dopiero 10 dni temu. Wciąż jeszcze uczę się jak chodzić bez nich, właściwie od zera. To wydaje się proste, potrafimy to od dziecka, ale po operacje jest naprawdę trudno, nawet z najłatwiejszymi rzeczami – przyznaje 36-latek.
– Wszystkiego uczysz się od początku. Straciłem też dużo masy mięśniowej. Jestem u fizjoterapeuty każdego jednego dnia. Nadal czuję lekki ból, ale to pewnie kwestia świeżości zabiegu. Chcę jeszcze grać, nie planowałem kończyć tak wcześnie i na pewno nie w ten sposób. To frustrujące, ale skupiam się na rehabilitacji, z nadzieją, że jeszcze kiedyś dane mi będzie wejść na kort. Dam temu tyle czasu, ile trzeba, ale muszę też myśleć o życiu po zakończeniu swojej kariery. Nie chcę być niepełnosprawny – dodał Francuz.
Aż zobaczę światełko w tunelu
Jak nietrudno się domyślić, to nie jest łatwy czas dla byłego lidera rankingu PSA. Gaultier przyznaje, że miał już sporo kontuzji w życiu, ale nigdy takiej, jak ta. W zeszłym sezonie z różnymi mniejszymi problemami (m.in. kostka) i tak trzymał się w top7 na świecie. Nigdy nie był w pełni zdrowy, ale mógł grać.
– Już wtedy zmieniłem sposób trenowania, starałem się ratować swoje ciało. Teraz staram się skupiać swoją energię na tym, co muszę zrobić, żeby przestać być tylko widzem siedzącym przed kortem. Stawiam sobie małe cele. Chcę wyleczyć swoje kolano we właściwy sposób. Krok po kroku, aż zobaczę światełko na końcu tego tunelu. Codziennie jestem u fizjoterapeutów kilka godzin więc czuję się prawie, jak wtedy, kiedy trenowałem normalnie. Ale odpadły wyjazdy więc mam więcej czasu z rodziną i to uczy mnie szukania pozytywów w tej trudnej sytuacji – zakończył Gaultier.
Trzymamy kciuki, żeby się udało, Greg! Brakuje nam Ciebie w PSA!