NEWS

KOMENTARZ: Raneem El Welily przegrała ze strachem

Liderka rankingu PSA, Raneem El Welily nie obroni tytułu Mistrzyni Świata.

Welily przegrała w półfinale Mistrzostw Świata w Chicago 3:2 (6-11, 11-6, 11-8, 7-11, 12-10) z Nour El Tayeb.

Często powtarzana prawda ludowa głosi, że squash na najwyższym poziomie to w 80% psychika / głowa. W niewielu meczach można zaobserwować to tak wyraźnie, jak w pojedynku Raneem El Welily z Nour El Tayeb.

Welily była faworytką spotkania i faworytką Mistrzostw. Broniła tytułu. Była też tą dużo bardziej doświadczoną: miała za sobą już siedem występów w półfinałach… ale tylko trzy z nich zakończone awansem.

Do zrealizowania swojego planu minimum potrzebowała w Chicago już tylko jednego, małego zwycięstwa z El Tayeb (o ewentualną porażkę z Sherbini w finale nikt nie miałby do niej pretensji). I wszystko układało się dobrze.

El Welily prowadziła 1:0 i 5-2 w drugim secie. Różnica poziomu była wyraźna, a jej rywalka jeszcze pomagała słabą grą.

Tayeb, podenerwowana stanem rzeczy, zaczęło motywować siebie krzykami. Zdobyła 7 punktów z rzędu i chwilę później niespodziewanie wygrała seta 11-6 (zaczynała od stanu 2-5). Pewność siebie zaczęła ulatywać z coraz bardziej biernej Mistrzyni Świata, która przegrała też następnego seta.

W czwartym, postawiona pod ścianą Welily zaczęła grać lepiej i utrzymywała Tayeb za swoimi plecami. Już wtedy jednak praktycznie nie korzystała z okazji zagrania piłki do przodu. Robiła to najczęściej dopiero za trzecim razem i bez potrzebnego „luzu” w ręce.

Tayeb mogła dzięki temu stać nawet daleko z tyłu i czekać aż piłka do niej wróci. Z tych zagrań próbowała co jakiś czas zaczepnych piłek do przodu i mimo naprawdę wyraźnego zmęczenia, postraszyła Welily, która wygrała jednak 11-7.

Piąty set. Wszystko do wygrania i przegrania.

Welily zaczyna idealnie. Rozrzuca Tayeb po narożnikach. Lepiej: Tayeb rzuca się za kolejnymi piłkami sama, ale nieskutecznie.

Liderka rankingu PSA prowadzi 5-2 i swoją grą znowu przypomina jedną z najbardziej kreatywnych zawodniczek tego pokolenia.

…ale wtedy punkt z przodu kortu zdobywa Tayeb (ona zdecydowanie nie czuła na barkach presji, która usztywniałaby jej rękę i zmuszała do psucia dropów). Po punkcie, podobnie jak w drugim secie, głośny okrzyk. Deja vu? Niemożliwe!

No cóż, tym razem Welily utrzymała swoją przewagę dłużej, bo doszła do 7-4, ale wtedy znów poczuła się chyba zbyt bezpiecznie. Pomagała w tym na pewno Tayeb, która ambitnie i uparcie odbijała kolejne, grane przede wszystkim po to, żeby ich nie zepsuć, skróty bardziej utytułowanej koleżanki.

Gdy robi się 7-7 w piątym, w Welily coś pęka, ale w pozytywnym sensie. Gra skrót od razu po serwisie, centymetr nad blachą i znów prowadzi. Na chwilę odzyskuje skrzydła i zmusza El Tayeb do coraz bardziej skomplikowanych przebieżek. Po dwóch długich akcjach zakończonych YES LETami wracają jednak nerwy.

Na bieżąco widać, że Mistrzyni Świata kalkuluje. Wszystko jest wyliczone, nie może zaskoczyć młodszej rywalki. Kilka ataków obliczonych na to, żeby nie popełnić błędu znów nie działa, Welily próbuje więc wyższego boasta, na którego Tayeb tylko czeka. Wraca remis 2:2, 8-8.

NO LET i zdarta ze ściany bocznej, trochę przypadkowa piłka, dają Tayeb dwie piłki meczowe.

Dopiero wtedy Welily daje nam popis umiejętności, w końcu celuje trochę niżej, ryzykuje wszystko. Odrabia stratę błyskawicznie, ale przy 10-10 jest chyba ponownie zbyt zadowolona. Wdaje się w długą wymianę, w której ostatecznie zapomina, że wystawianie wysokich piłek na forehand El Tayeb to zły pomysł.

Przewaga dla młodszej Egipcjanki, a po niedokładnym returnie serwisu szybki STROKE. Mecz i miejsce w finale dla El Tayeb.

Marzenie Welily o obronie tytułu znika z powierzchni ziemi. Lepsza zawodniczka, ale grająca dużo poniżej swoich możliwości, z wielkim strachem w oczach i w ręce, przegrywa mecz, który wydawało się, że wygra bez straty seta.

Ten strach i niepewność nie pojawiły się oczywiście w głowie El Welily same. Gdyby El Tayeb (przecież 3 rakieta świata!) nie była tak uparta i w przeciwieństwie do rywalki, odważna ze swoimi shotami, to spotkanie skończyłoby się w niecałe 30 minut. To wielkie zwycięstwo dla niej i za swoją rolę ma moje pełne uznanie.

Zwyciężczyni nawet w pomeczowym wywiadzie brzmiała jednak trochę tak, jakby sama nie była pewna, co właściwie zrobiła, żeby wygrać to spotkanie.

Ale czasami tak to już w squashu bywa. Najgorsze występy przytrafiają się najlepszym w najważniejszych momentach.

Smutny moment dla 30-letniej liderki rankingu PSA, która tak długo pracowała, żeby przerwać epokę dominacji Nour El Sherbini. Wierzę jednak, że El Welily będzie miała w swojej karierze jeszcze kilka szans na zbliżenie się do drugiego Mistrzostwa Świata.

Podchodząc do niego następnym razem w roli faworytki musi tylko wygrać ze… swoim strachem. Strachem przed wygraną.

– Adrian Fulneczek
adrian.fulneczek@gmail.com

PS. nie łączę jednego z drugim, ale warto pamiętać, że El Welily poważną lekcję ze strachu przed wygrywaniem miała też w finale Mistrzostw Świata 2014, kiedy przegrała z Nicol David, mimo prowadzenia 2:1 i 10-6.

Leave a Comment