– Ten widok jest piękny, jest magiczny – mówi organizator Al-Ahram Open, Omar El Sherbini, w rozmowie z 7dni.
.
.
Kojarzycie to nazwisko? Nic dziwnego, Omar Sherbini jest bratem liderki rankingu PSA (i przy okazji jej managerem, o czym też wspomina w wywiadzie) i osobą, która stała m.in. za przygotowaniem świetnie odbieranych turniejów w El-Gounie. Jak Omar (na poniższym selfie pierwszy z lewej, w okularach) i jego zespół poradzą sobie z wyzwaniem zorganizowania turnieju PSA na pustyni?
Dowiecie się z naszej rozmowy przeprowadzonej tuż przed startem rozgrywek w głównej drabince.
Słyszysz mnie teraz lepiej? Bo przed chwilą nas przerywało, ale to pewnie wina połączenia internetowego.
To pewnie dlatego, że jestem teraz przy Piramidach, czasami jakość sygnału nie jest tutaj najlepsza.
Jesteś tam już od 10 rano? I przy okazji jaka jest wtedy temperatura?
Praktycznie codziennie od miesiąca… W tym momencie zapewne w okolicach 40 stopni Celsjusza, ale oczywiście koło południa będzie jeszcze cieplej.
Jak dawno zaczęliście przygotowania do tej imprezy? Kiedy pojawił się sam pomysł?
To jest naprawdę duży event, coś na skalę, na jaką jeszcze niczego nie organizowałem. Zazwyczaj takie przygotowania zajmują dłuższy czas, ale ten turniej jest wyjątkiem. Kontrakt z głównym sponsorem podpisaliśmy tak naprawdę w ostatniej chwili, w Dubaju, czyli może…. 3 miesiące temu? To niewiele, ale wszyscy widzieliśmy w tym wielką szansę i wszyscy bardzo chcieliśmy, żeby doszło do tej imprezy. Dlatego pracowaliśmy nad nią właściwie codziennie od 9 rano do 10 wieczorem.
Trochę spontanicznie jak na podwójny turniej z nagrodami 100 tysięcy dolarów.
Pewnie, ale nie narzekamy, bo wszystko wygląda w tym momencie bardzo dobrze. Nie było oczywiście łatwo, bo przecież pracujemy na pustyni, a to oznacza, że wszystko trzeba tworzyć od zera.
Właśnie. Jakie inne trudności wynikały z tego, że przyszło Wam pracować na pustyni?
Sporo czasu poświęciliśmy na sam wybór lokalizacji. Wbrew pozorom trudno wybrać, które miejsce jest najlepsze dla turnieju, bo przecież wszędzie dookoła jest piasek. Naprawdę długo chodziliśmy dookoła, próbując wybrać idealny widok, uwzględnić jak zachowuje się w tym miejscu słońce, co z temperaturą, łatwością dojazdu dla kibiców i tak dalej.
No i zaczęliście budować. Na środku pustyni.
Dokładnie. Na miejscu nie było niczego. Strefa zawodników, strefa VIP, szatnie, trybuny, toalety – wszystko trzeba tam przywieźć i złożyć od nowa. To było najtrudniejsze. Wybierając miejsce braliśmy też pod uwagę to, żeby była łatwa droga dojazdowa, co oczywiście później ułatwiło sprawę.
Możesz wyjaśnić wszystkim, co oznacza nazwa turnieju, Al-Ahram?
Al-Ahram oznacza po prostu Piramidy w języku arabskim, ale jest też nazwą dużej korporacji tutaj w Egipcie. Poza nimi, sponsorem tytularnym została duża firma deweloperska, New Giza.
Czujesz się częścią historii jako osoba, która oddała Egiptowi ten turniej i PSA Squash Tour?
Cóż, poprzednia edycja tego turnieju miała miejsce w 2006 roku. Trochę czasu minęło. Egipt wysyła teraz wiadomość do całego świata, że jesteśmy tak samo mocni jak inne państwa i możemy organizować eventy na tak wysokim poziomie, w takim pięknym miejscu. Pokazujemy niedowiarkom, że wszystko jest u nas w porządku. Zawodnicy czują się tutaj bezpiecznie, a ich powrót przed Piramidy, to nasz prezent dla świata.
Nikt nie ma już wątpliwości, że Egipt przygotowuje najlepszych zawodników. Teraz chcecie też przygotowywać najlepsze turnieje?
Te, które dotąd robiła nasza firma były odbierane naprawdę dobrze więc liczymy na kontynuację tego trendu. Prawda jest taka, że Egipt robi teraz w squashu wszystko (Egipcjanie stoją na czele rankingu). Powinniśmy więc też być w stanie robić najlepsze turnieje. Nad tą imprezą pracują ludzie, którzy naprawdę kochają swój kraj. Byłem w życiu na wielu turniejach, sam lub jako opiekun swojej siostry i wiem, że wstawienie kortu pod dach, z dala od ludzi, mija się z celem.
Ale kort na dworze, tak jak wcześniej np. w El Gounie, może oznaczać problemy z pogodą.
Może, ale wygląda o wiele lepiej i jest czymś więcej. Nie robimy tutaj, przy Piramidach wyłącznie turnieju squashowego, my promujemy przy okazji nasz kraj. Kort szklany powinno wykorzystywać się tak, jak robicie to w Polsce, stawiając go na rynkach miast i w ważnych punktach. Centra handlowe czy np. dworzec kolejowy na Tournament of Champions mają oczywiście też sens, bo squasha widzi wtedy dużo osób. Przy Piramidach codziennie są dziesiątki turystów, którzy nie znają squasha, widzę kort i uznają, że to interesujące. W ten sposób zdobywa się nowych fanów dla tego sportu i kraje, które myślą w ten sposób są później liderami w squashu.
W Egipcie nie możecie też narzekać na pogodę, która praktycznie cały czas jest dobra. Momentami może nawet… zbyt dobra?
Tak, mamy pod tym względem szczęście i pewną przewagę nad resztą świata. Dodatkowo, po upałach w ciągu dnia, wieczory są chłodne i przyjemne. Temperatura będzie wtedy łatwa do zniesienia dla graczy i kibiców.
Ale przypuszczam, że z powodu temperatury raczej w samo południe nikomu nie przychodzi do głowy, żeby wejść sobie i poodbijać na szklanym korcie?
Tak, tak, ale uwierz mi, że gdybyś tutaj był, oszalałbyś i nie umiałbyś się powstrzymać. Ja jestem tam od miesiąca, a nadal codziennie siadam na najwyższym miejscu trybun i wpatruję się w kort na tle Piramid. Nie mogę się oprzeć temu widokowi. Jest naprawdę ładnie, jest magicznie.
Wierzę już po zobaczeniu zdjęć. To dopiero początek tego turnieju, ale co musiałoby się wydarzyć, jak musiałby przebiegać, żebyś na końcu mógł uznać, że to był sukces?
Miarą sukcesu dla nas jest zawsze ostatni dzień turnieju, kiedy na miejscu są wszyscy: sponsorzy, przedstawiciele ministerstw itd.. Wszystko co dzieje się wcześniej, to tylko proces prowadzący do tego. Czasami nie zaglądam nawet do klubu podczas kwalifikacji lub wcześniejszych rund (ale oczywiście mam tam swój zespół), skupiając się tylko na przygotowanie wszystkiego na najważniejsze mecze na szklance, na big show, które tutaj planujemy.
Na koniec jeszcze inny temat: czy podróżujesz po całym świecie ze swoją siostrą, Nour El Sherbini, na jej turnieje? Czy może teraz jest już dorosła i musi radzić sobie sama?
Dla mnie ona nigdy nie dorośnie! Żartuję oczywiście, bo sama też radzi sobie świetnie, ale to jest kwestia komunikacji między nami. Wierzę, że ona mnie tam potrzebuje i to należy też do moich obowiązków jako jej managera. Gdybym tylko siedział gdzieś daleko, ale zostawiał ją samą na turniejach, to czułbym, że wykonuję tylko pół swojej pracy, czegoś by mi brakowało. Więc muszę być u jej boku. Łączymy coś, czym ja się zajmuję i coś, co ona kocha – możemy więc sobie wzajemnie pomagać.
Ok, nie zajmuję Cię dłużej, bo wiem, że masz dzisiaj pełen pracy dzień. Trzymam kciuki za udany turniej.
Dzięki za to. Postaramy się, obiecuję!
.
.
rozmawiał:
Adrian Fulneczek
adrian.fulneczek@gmail.com
zdjęcia: Al-Ahram Open (Twitter)
ZAPISZ SIĘ DO DARMOWEJ PRENUMERATY!
[contact-form-7 404 "Not Found"]
CO TYDZIEŃ E-MAIL Z PRZYPOMNIENIEM O NOWYM TEKŚCIE: