Afera podpisowa w PFS, wizyta w 100-letnim londyńskim klubie, coaching Nour El Sherbini i przestroga dla zbyt mocno machających rakietą – między innymi o tym w nowym przeglądzie tygodnia.
.
.
/ 20 października / – Od razu coś poważnego. Jak może pamiętacie, już 15 listopada ruszają Mistrzostwa Świata 2015. W zeszłym tygodniu pojawiło się losowanie, z którego wynika, że jeśli unikniemy niespodzianek to o finał zagrają Shorbagy-Gaultier i Ashour-Matthew.
Czyli w pierwszej parze dwóch graczy bez ani jednego tytułu na koncie, a w drugiej najbardziej utytułowani zawodnicy tej dekady, dwaj 3-krotni Mistrzostwie Świata. Pełne losowanie do przeanalizowania na tej stronie.
/ 21 października / – Nadrabiam. Miałem to dodać już w zeszłym tygodniu, ale po 14 dniach nadal jest tylko 500 wyświetleń więc wciąż chyba warto. Krótki filmik z eventu Squash na Chrobrym. Fajnie artystycznie pomyślany (może poza tym momentem obrotu kamery do góry nogami) i zmontowany.
[youtube https://www.youtube.com/watch?v=xEPdOEnT8AI]
/ 22 października / – Afera! Polska Federacja Squasha przez dwa tygodnie nie chciała uznać jednego z urodzinowych turniejów w pewnym poznańskim klubie w związku z problemem ze zgłoszeniami juniorów. Skończyło się na anulowaniu turnieju juniorskiego i obniżeniu kategorii OPEN z B0 do B1 (mimo współczynnika 7.0).
Problem polegał na tym, że na nowo-wyrobionych licencjach brakowało… podpisu rodzica. Ok, to może wydawać się oczywiste, ale jako osoba, która kilka turniejów w życiu zorganizowała i kilka licencji z juniorami wypisywała, muszę Wam powiedzieć, że nawet 10% z nich nie miało na sobie tego podpisu, a wszystkie przyjęto.
Może miałem szczęście. Ciekawsze jednak jest to, skąd organizatorzy powinni o tym wymogu wiedzieć? Na wniosku dostępnym do pobrania ze strony PFS jest tylko pole „PODPIS ZAWODNIKA”. Słysząc o tej sytuacji dziwili się też organizatorzy turniejów z Wrocławia. Jak przyznawali, na ich licencjach również bardzo rzadko pojawia się podpis rodzica. Niektórzy dzwonili nawet do Biura PFS upewnić się jak to działa. Usłyszeli, że „to chyba oczywiste”, że dziecko nie może samo się podpisać.
Zabawnie będzie jeśli okaże się, że np. Marcin Karwowski, który wyrabiał licencję jeszcze w wieku juniorskim, też nie miał na niej podpisu rodzica. Teraz być może trzeba będzie mu odebrać wszystkie Mistrzostwa Polski. Ale co zrobić? Twarde prawo, lecz prawo.
Ps. dla pewności przejrzałem aktualny Regulamin Rozgrywek Indywidualnych PFS i w punkcie o licencjach ani razu nie pada słowo „junior” lub „rodzic”. Nie brakuje natomiast oczywiście przypomnienia o opłacie na rzecz Federacji.
Ps.2. poniżej krótki poradnik podrabiania podpisów rodziców. Przyda się!
/ 23 października / – Miałem zabiegany tydzień lub dokładniej: zalatany. W każdym razie podczas krótkiej wizyty w Londynie znalazłem czas na akcent squashowy i to nie byle jaki.
W skrócie, było to miejsce dosyć ekskluzywne. Świadczyć o tym może na przykład fakt, że nawet fragment korytarza jednego z kilku budynków, w którym znajdowały się toalety wyglądał… cóż, wystawnie?
A teraz wersja dłuższa, z elementami socjologicznymi. Miejsce, o którym piszę nazywa się Roehampton Club, mieści się na (w pozytywnym znaczeniu) obrzeżach Londynu, jest jedną z najdokładniej ogrodzonych fortec jakie widziałem i idealnym przykładem angielskiej obsesji na punkcie klas społecznych i pokazywania, że nie wszystko jest dla wszystkich. Tutaj bycie „członkiem” automatycznie czyni cię lepszym od innych, którzy do środka spoglądać mogą co najwyżej zza wysokiego płotu.
Wspominałem już, że Roehampton Club istnieje od 1901 roku? Jak może jesteście w stanie odczytać ze zdjęcia, pierwsze korty do squasha wybudowano tam w 1925 roku i miałem okazję ich dotknąć! Nie sądzę, żebym jednak spotykał się w ten sposób z historią, bo w obecnej wersji pojawiły się tam w 1995 roku. To i tak oznacza jednak, że członkowie tego specjalnego grona przez 70 lat grali na niezbyt zdrowych kortach. Ale co tam, w Londynie liczy się prestiż.
Nagrałem trochę filmów z tego ciekawego i ogromnego miejsca (to centrum golfowo, tenisowo, fitnessowo, krykietowo, squashowe!), mimo niekoniecznie przychylnie spoglądających na to ochroniarzy. Powinien pojawić się w tym tygodniu na Facebooku 7 dni (lubcie to!).
Ps. przy całej snobistycznej otoczce, akurat osoba odpowiedzialna tam za wszelkie działania squashowe była bardzo miła i z dystansem podchodziła do charakteru tego miejsca. Dowiedziałem się też, że wbrew opinii osób spoza Anglii, to londyńska scena squashowa jest najsilniejsza, mimo że dwaj najlepsi zawodnicy grają bliżej Manchesteru i tam jest Narodowe Centrum Squashowe. Informacja jeszcze do zweryfikowania.
/ 24 października / – Dawno nie sprawdzaliśmy co tam u Nour El Sherbini i być może to był błąd. Obawiam się, że młoda egipska gwiazda zaczyna mieć coś wspólnego z coachingiem, tym motywacyjnym.
W zeszłym tygodniu miała swoimi słowami ponieść do mety biegaczy w Alexandrii i sądząc po komentarzach i minach na zdjęciu, poszło jej całkiem dobrze. Swoją drogą, w kategorii około-squashowe selfie roku, to może być mocny kandydat do wyróżnienia.
/ 24 października / – Jest takie powiedzenie, że zdjęcie może oddać tysiąc słów. Nie wiem, czy potrzeba aż tylu, żeby oddać sytuację z tej fotografii, ale w każdym razie, to świetne podsumowanie nastrojów całej pierwsze trójki turnieju.
Dwie osoby cieszą się, że tam są (jedna może nawet jest trochę zdziwiona swoim sukcesem), a trzecia najchętniej byłaby już w domu, próbując zapomnieć o całym dniu. Nie, żeby mnie takie podejście dziwiło, bo jak z kolei mówi inne porzekadło: „What does it mean to be the boss? It means second place is the first one who lost”.
Ps. w tym tygodniu wśród fajnych fotek pojawiła się też ta, która udowadnia znaną prawdę, że jeśli nie wyszło, to na pewno przez rakietę.
/ 26 października / – Kort do squasha w każdym… parku? To ambitny plan nowojorskiej grupy Public Squash. Chcą wykorzystać już istniejące struktury (najczęściej ściany „do tenisa”), dodać ściany boczne i gotowe, można grać na zewnątrz. W tym momencie potrzebują jeszcze 58 tys. dolarów, żeby pierwszy kort stał się faktem. Pomożecie?
Krótka prezentacja poniżej. Chłopcy wydają się mili, kto wie, może nie przepiją całości.
[youtube https://www.youtube.com/watch?v=aGGS1AJ26ik width=”580″]
Tak miałoby to wyglądać. Pozytywne skutki są oczywiste, szczególnie, że nie w każdym kraju squash jest teraz tak dostępny i niedrogi jak u nas.
/ 27 października / – W związku z przebywaniem w klubach squashowych, widuje się czasami rzeczy, których wolałoby się nie widzieć. Na przykład krew. Dużo krwi, na dodatek cieknącej po twarzy młodej dziewczyny, przypadkiem uderzonej rakietą przez chłopaka podczas gry.
Takie momenty przypominają mi, że mimo wszystko uprawiamy ryzykowny sport. Im więcej trenujemy i lepiej panujemy nad piłką, tym robi się bezpieczniej, ale wystarczy jeden zły, przypadkowy ruch i może być bardzo nieciekawie.
Szczególnie podczas meczów z naszymi drugimi połówkami. Uwierzcie mi, uderzyć rakietą kogoś znajomego, to już trauma, ale swoją dziewczynę lub chłopaka…? O wiele, wiele gorsza, często ze złymi konsekwencjami przyszłości dla całej relacji. No więc… po prostu uważajcie na siebie.
I pracujcie nad techniką/zasięgiem swingu.
Trochę pesymistycznie, ale co zrobić? Przed Wszystkich Świętych kończyć żartami? Nawet tutaj nie wypada.
Udanych 7 dni i do przeczytania za tydzień!
.
.
Adrian Fulneczek
adrian.fulneczek@gmail.com
ZAPISZ SIĘ DO DARMOWEJ PRENUMERATY!
CO TYDZIEŃ E-MAIL Z PRZYPOMNIENIEM O NOWYM TEKŚCIE:
[contact-form-7 404 "Not Found"]