Teza może wydać się kontrowersyjna, ale sprowadza się do słusznej uwagi: czy szkolenie młodych zawodników ma sens jeśli w dorosłym squashu nie będą mogli zarobić na uprawianiu tego sportu?
Uczestniczyłem w ciekawej rozmowie kilku osób z różnym spojrzeniem na squasha w Polsce. Wszystko zaczęło się od tego, że jedna z osób rzuciła:
„Pieniądze na juniorów? Moim zdaniem niepotrzebne, wolałbym, żeby dostawali je seniorzy”.
No i wtedy się zaczęło!
Pierwsza reakcja będzie u 85% czytających pewnie podobna, jak u wszystkich we wspomnianej rozmowie: co to w ogóle za pytanie?! Juniorów trzeba szkolić i w nich inwestować, inaczej to wszystko nie ma sensu.
Ale inicjator tematu dopiero się rozkręcał.
– Moim zdaniem to nie ma sensu. Nigdy nie wiadomo, których z nich (juniorów) w ogóle będzie chciał później dalej grać w squasha – dodawał.
To prawda, przyznaliśmy. Ale tylko dlatego, że jakiś procent (nawet jeśli jest spory) odpada, to nie oznacza, że nie zostaje nikt. Szkolenie przyszłego pokolenia to nie nauka ścisła. Nie da się od razu wyliczyć jakie będą zyski, sukcesy i procent aktywnych absolwentów szkółek juniorskich.
Na przywoływanie najbardziej ogólnych argumentów o tym, że sport to zdrowie i po prostu tworzy się w ten sposób lepszych obywateli, co wpływa na lepszą sytuację całego społeczeństwa, nie było czasu, ale zakładam, że to było dla wszystkich zaangażowanych oczywiste.
– No dobra, to zostawcie tych juniorów, bo nie pójdziemy dalej. Moim zdaniem po prostu priorytetem powinni być seniorzy. Czemu? Bo po co taki junior ma trenować skoro wie, że później w squashu nie ma żadnych pieniędzy? – złagodził nieco stanowiska nasz towarzysz.
Tu nas zaskoczył.
Bo jeśli popatrzeć na to bez tej opozycji, która pewnie każdego bulwersuje (komuś -młodym- zabrać, żeby komuś -starszym- dać), to nie jest to wcale głupia myśl.
Rzeczywiście często, pewnie więcej niż raz w miesiącu, piszemy tutaj o finansowym wspieraniu juniorów.
O tym, że skupmy się na juniorach. Pomóżmy juniorom. Szukajmy im sponsorów.
I to bardzo dobrze, że tak robimy. Trzeba o tym mówić. Ale czy nie powinniśmy też czasem powalczyć o sytuację seniorów?
– Taki junior kończy 19 lat, nagle potrzebuje pieniędzy i squash musi pójść w odstawkę – prawił dalej prowodyr konwersacji.
Dla przypomnienia, zarabianie na graniu w turniejach, to w Polsce fikcja. O „utrzymywaniu się” nie chcemy nawet żartować.
– Ale przecież gdyby się dało z tego grania wyżyć, to byłbym już sport profesjonalny, a nie amatorski – skontrował ktoś w kółeczku.
Tylko… czy nie do tego powinniśmy dążyć? Amatorska zabawa w squasha jest oczywiście przyjemna, ale czy naprawdę za pewnik przyjęliśmy, że w skali kraju nie moglibyśmy mieć choćby 50 profesjonalistów?
No, niech będzie nawet 30.
A gdyby tak za pierwsze miejsce w turnieju kategorii A dostawałoby się 10 tysięcy złotych?
Miejsce w top8 oznaczałoby wtedy wpływ na poziomie np. 3-4 tysiące złotych czyli wypłatę, za którą taki zawodnik mógłby już właściwie przeżyć miesiąc.
Nagrodę, ale też WYNAGRODZENIE za przepracowane kilka godzin dziennie na treningach.
– Wtedy poświęcenie tego całego czasu mogłoby przekonać więcej osób, że robienie tego ma sens – zauważało coraz więcej przekonanych osób w tej konwersacji.
Tutaj warto zaznaczyć, że różowo nie jest nawet w PSA czy dużo bogatszym tenisie. Jeśli nie jesteś w czołówce, z samej gry turniejowej nie nazbierasz na czynsz.
Zresztą, czołowi gracze nie bez powodu grają w meczach ligowych zespołów z kilku państw, organizują campy treningowe (Daniel Mekbib, #112 PSA, zajrzy w ten weekend do Poznania), niektórzy prowadzą własne akademie squasha, a wielu niżej notowanych pewnie czasem daje nawet indywidualne lekcje.
Nagrody z turniejów to dla większości nigdy nie będzie główne źródło przychodu, tego nie zmienimy.
Możliwe jednak, że jedno zaczęłoby napędzać inne źródła: większe pieniądze w turniejach to wyższy poziom gry, większy prestiż, większy zasięg, większa atrakcyjność dla sponsorów, więcej szans na zarobek dla graczy.
Oczywiście, takie przerzucanie się w towarzystwie marzeniami płynie łatwo i bez przeszkód, ale one zdecydowanie istnieją.
Skąd wziąć pieniądze? Ile trzeba ich mieć? Do głowy przychodzi na początku przeznaczenie na takie cele opłaty „10zł od gracza” (lub jakiejś jej części) za każdy turniej pod banderą PZSQ, ale to mogłoby nie wystarczyć.
Słowem, nikt z obecnych nie wiedział dokładnie „jak” to zrobić, ale wszyscy zgadzaliśmy się, że pojawienie się większych pieniędzy w seniorskim squashu mogłoby mieć wyłącznie pozytywny wpływ na rozwój tej dyscypliny w każdej kategorii wiekowej.
Tak, wiem, mało rewolucyjne spostrzeżenie.
W tej rozmowie, którą spróbowałem Wam tutaj opowiedzieć mnie najbardziej zaciekawiła refleksja, że rzeczywiście przestaliśmy już o tym (zero pieniędzy w squashu seniorskim) mówić i myśleć. Zmieńmy to!
Pieniądze na nagrody są przecież na nieśmiesznym poziomie nawet na kat. A, których w roku jest kilka. Koperty z banknotami na kat. B+ to rzadkość, a i tam nie wychodzi się poza kilkaset złotych.
Liczę się z tym, że niektórzy powiedzą „nie ma sensu”. Gra niewarta świeczki, nie na tym poziomie. Po co w to inwestować?
No cóż, widzę dwa powody.
Po pierwsze, widzę codziennie w klubach jak ludzie poświęcają swoje życie dla squasha. Trenują, wkładają w to prawie wszystko. Robią to, bo kochają ten sport. Straszna prawda jest taka, że gdyby nagrody spadły do 0 zł, też graliby w turniejach (zresztą, dla 99% na tym to polega już teraz).
Chciałbym, żeby poczuli kiedyś, że są wynagrodzeni za swój wysiłek. Juniorzy widząc tak docenionych starszych graczy będą mogli spokojniej myśleć o przyszłości.
Po drugie, takie pieniądze przyciągnęłyby do Polski też więcej zagranicznych graczy, a odpowiednie przepisy (np. wzięcie udziału w turnieju wymaga rozegrania X polskich imprez w roku) sprawiłyby, że niektórzy chętniej zaczęliby rozważać zamieszkanie / regularne trenowanie tutaj.
Tak, temat finansowania graczy w sporcie nie jest łatwy. Pewnie w komentarzach przywołacie przykłady osób, które próbują tak żyć i nawet w popularnych dyscyplinach muszą kombinować na kilkanaście sposobów, żeby ktoś sponsorował ich sportowe marzenia.
Wielu nieustannie do tego dokłada. Wielu nigdy dokładać nie przestanie.
Nie mam więc żadnej gotowej odpowiedzi, planu czy wyliczenia, a tylko takie optymistyczne marzenia i słuszną uwagę: myślmy o finansowaniu juniorów, ale szukajmy też pieniędzy dla seniorów.
Obie grupy zasługują na nasze wsparcie.
PS. ostatnio otrzymałem kopię maila z pytaniami, które ktoś wysłał do Polskiego Związku Squasha. Jednym z nich było „ilu i jakich sponsorów udało się pozyskać od czasu założenia Związku”. Świetne pytanie! Na dziś, nie znam odpowiedzi. Czekam też już trzeci dzień roboczy na choćby oznakę przyjęcia mojego pytanie o rozliczenie zeszłorocznej dotacji 132 tysięcy złotych dla PZSQ.
– Adrian Fulneczek
adrian.fulneczek@gmail.com