TYGODNIK

W 7 dni dookoła kortu (#14/2018)

Przekręty w Egipcie, wybuchy złości w Polsce i postkolonializm w Australii.

.
.
Witajcie w przeglądzie 14stego squash-tygodnia tego roku!

/ 5 kwietnia / – 45-minutowy dokument o Nicku Matthew wciąż jest dostępny do obejrzenia!

Jeśli chcecie dowiedzieć się jak junior z fatalną techniką został 3-krotnym Mistrzem Świata w squashu, to zobaczcie „Becoming The Wolf” (klikając w obrazek poniżej):

/ 6-9 kwietnia / – W Egipcie trwają Drużynowe Mistrzostwa kraju.

To aż trochę niesprawiedliwe, kiedy pomyśleć sobie o drużynówce w innych państwach. W Polsce czy nawet w Anglii, to zaproszeni gracze zza granicy stanowią o sile zespołu. Ale w Egipcie? W stolicy światowego squasha?

Tutaj nawet taki Diego Elias jest tylko dodatkiem i trzecią rakietą w zespole, w klubie, w którym gra dwóch braci El Shorbagy (Smouha Club).

Składy są mieszane, w 5 meczowym pojedynku drużynowym gra 3 mężczyzn i 2 kobiety. Wśród tych drugich też dochodzi co chwilę do meczów, które reszcie świata kojarzą się z finałami największych turniejów na świecie, np. Nour El Sherbini vs Raneem El Welily (tym razem Welily lepsza i to aż 3:0).

Przy takich fajerwerkach łatwo przeoczyć, że na którymś z kortów walczą Mazen Hesham i Miguel Angel Rodriguez.

Na szczęście okazuje się, że bycie chytruskami, to nie jest wyłącznie polska specjalność.

W egipskiej drużynówce też trafiła się mała afera z Faresem Dessouki, który niedawno przeszedł operację kolana i średnio jeszcze nadaje się do gry. Tzn. planuje zacząć biegać dopiero w maju, a mecze PSA chce grać jakoś od września/października.

…co wcale nie przeszkodziło mu wyjść na kort jako pierwsza rakieta, żeby przesunąć trochę niżej w składzie Miguela Rodrigueza i dać całej drużynie szanse na zwycięstwo.

Ostatecznie trick się nie udał, ale organizatorzy doszli przy tej okazji do ciekawego wniosku: w zasadach Mistrzostw nie ma ANI SŁOWA o tym, że „kontuzjowany zawodnik nie może zagrać w meczu”. Mamy takie zabezpieczenie w Polsce?

/ 6 kwietnia / – Czy są tutaj Puławy?

…u mnie też ich nie ma, ale w alertach squashowych pokazał mi się taki news z Dziennika Wschodniego (link), z którego wynika, że niedługo będzie tam można pograć w squasha.

PS. post nie był sponsorowany, ale za testy (jak tłumaczy Pani Manager) „basenu flotacyjnego, czyli takiego dużego jacuzzi dla dwóch osób z odpowiednim oświetleniem i relaksującą muzyką” mogę dać się przekupić.

/ 7-8 kwietnia / – Dawno nie grałem już w squasha o 3 w nocy.

Możliwe zresztą, że nigdy nie grałem w squasha tak późno. No, może poza imprezą Squash Pod Żaglami, gdzie po całej nocy „pilnowania” kortu szklanego przy okazji bicia Rekordu Guinnessa, zagrałem na nim wreszcie około 6 czy 7 rano. Ale to nie do końca to samo.

W piątek, wraz z innymi graczami, miałem okazję kończyć turniej B+ we Wrocławiu właśnie chwilę po 3 w nocy. Czyli, właściwie to już w sobotę. Pełna drabinka na 64 osoby, nawet przy 7 kortach musi potrwać.

Na koniec pomyślałem sobie „ale to jest pozytywna sytuacja i pozytywny sport! Że ludziom chce się siedzieć tak długo, żeby pograć, pogadać, pobyć razem!”. W tym uniesieniu uznałem, że zamiast jechać do domu, usiądę razem z ok. 15 innymi osobami pooglądać końcówkę finału Marek Wojnarski – Domagoj Spojlar.

I to był błąd.

Wojnarski miał w czwartym secie 5 piłek meczowych, ale Spoljar zaczął nadrabiać straty. Doszedł do 9-10, ale w ostatniej akcji zagrał counter dropa, nie odsunął się, a jego rywal czekał tuż za plecami z gotową rakietą. 3 sędziów pokazało STROKE, a więc 11-9 i mecz dla Wojnarskiego.

Spoljar był – bardzo delikatnie mówiąc – niezadowolony.

W napadzie złości wykrzyczał w stronę sędziów po angielsku, że są matkoj######, że f@ck taki turniej i że f@ck you.

Klasa.

Niestety, mój wspomniany wyżej przypływ pozytywnych emocji sprawił, że zamiast jak zwykle polować na aferę (wiadomo!), chciałem tylko zrobić jakieś ładne zdjęcie na koniec i napisać „wow, ale bohaterowie, grali finał prawie do 4 w nocy!”. Nie miałem więc włączonego nagrywania wideo, a tylko „cykałem” fotki.

Szkoda, bo ten poziom wściekłości oddałby chyba tylko filmik.

Wspomniane pozytywne uczucia oczywiście odleciały ode mnie w tym jednym momencie. Ok, stop, mała poprawka: ostatnia partia uleciała dopiero, kiedy Spoljar wyszedł z kortu i rzucił czymś niedaleko.

Co się działo dalej już nie wiem, bo mimo sporej procentowo szansy wylosowania nagrody, zrezygnowałem z udziału w zakończeniu (zresztą, sądząc po zdjęciach, Domagoj też). A jeśli coś sprawia, że nie chcę poczekać kilku minut na darmową owijkę, to musi być coś bardzo, bardzo poważnego.

Coś, czego na pewno nie powinniśmy oglądać na kortach do squasha. Nawet o 3:30 w nocy.

Naprawdę chyba już czas poprosić PFS, żeby zareagował.

PS. w tej całej negatywności muszę pochwalić dwie osoby za nieprzepuszczenie okazji do zażartowania:

*Marek Wojnarski, za spokojne i dobrotliwe mówienie do Spoljara w trakcie jego amoku (kiedy inni raczej chowali się po kątach), że „Domagoj, no przestań, dobrze grałeś, wziąłeś przecież seta…”.

*Rafał Bulczyński za komentarz na Facebooku, „Skandal, tyle lat w Polsce a przeklina po angielsku?! 😉 ”

Post na Facebooku z soboty rano:

O 3:35 skończył się dziś w nocy finał ""piątkowego"" turnieju B+ we Wrocławiu! :OWygrał Marek Wojnarski, który pokonał…

Opublikowany przez 7 dni dookoła kortu 7 kwietnia 2018


/ 6-9 kwietnia / – W Australii przez cały tydzień trwają Igrzyska Wspólnoty Narodów.

Zacznę od tego, że nie lubię tej imprezy ze względów historycznych i ideologicznych. Nie rozumiem konceptu świętowania kolonialnej przeszłości „Imperium Brytyjskiego” (nawet pierwotna nazwa Commonwealth Games, to właśnie Igrzyska Imperium Brytyjskiego, hi hi).

Poza tym, anglocentryzm w świecie squasha jest wystarczająco nieznośny na co dzień, a co dopiero w trakcie tej imprezy, kiedy wszyscy udają, że to Igrzyska Olimpijskie, a fakt, że mecze pokazuje BBC dodaje całości prestiżu.

No cóż, szkoda, że Anglicy nie mieli ochoty pojawić się – z podobnym entuzjazmem – na World Games we Wrocławiu, gdzie grać mogli zawodnicy każdej narodowości.

Czego by o Commonwealth Games nie mówić, to impreza trwa i jak na złość, zdarzyło się w niej już kilka wartych omówienia wyników. Tesni Evans znów pokonała Laurę Massaro, Nick Matthew przegrał z Nafizwanem Adnanem, a Joelle King odprawiła Nicol David w półfinale.

O złoto w poniedziałek zagrają Paul Coll z Jamesem Willstropem i Sarah Jane-Perry właśnie z King.

PS. w tym turnieju gra się też o brązowe medale. Tesni Evans, w wywiadzie po przegranym półfinale, kiedy ktoś jej o tym przypomniał, odpowiedziała, że zawalczy o ten krążek jak o życie. Miejmy nadzieję, że jej rywalka, Nicol David wyjdzie z tej walki cało.

PS.2. Paul Coll walczył o awans do finału przez ponad 100 minut z Joelem Makinem więc jego reakcja na koniec meczu nie powinna nas dziwić.

To wszystko w tym tygodniu, do przeczytania za 7 dni!

.
.


adrianfulneczek3
Adrian Fulneczek

adrian.fulneczek@gmail.com

 


ZAPISZ SIĘ DO DARMOWEJ PRENUMERATY!
CO TYDZIEŃ E-MAIL Z PRZYPOMNIENIEM O NOWYM TEKŚCIE:

[contact-form-7 404 "Not Found"]

Leave a Comment